- To… Do
zobaczenia kochanie- wyszeptała na krawędzi łez, ściskając mnie tak mocno jak
tylko mogła. Maks patrzył na mnie smutno, ale na jego twarzy widniał ten sam co
zawsze cwaniacki uśmieszek.
- Pa
siostrzyczko- szepnął wtulając twarz w moje włosy. Mimo ,że był młodszy, byłam
zdecydowanie od niego niższa. Tata nic nie powiedział tylko poklepał mnie po
plecach odprowadzając do bramek. Zawsze zabierał głos tylko wtedy, kiedy uważał
to za niezbędne.
-To
tylko studia mamo- powiedziałam ze śmiechem ocierając jej łzę z policzka, zanim
zniknęłam za bramką.
- Uważaj
na siebie i dzwoń-zawołała jeszcze za mną.
Podróż
samolotem nie była zbytnio męcząca. W zasadzie, praktycznie przez całą drogę
słuchałam muzyki na Ipodzie, opierając głowę o fotel. Jakiś facet siedzący
obok mnie, zrzygał się do papierowej torebki, choć minutę temu zarzekał się
swojej żonie, że tabletki są dla frajerów. Kątem oka obserwowałam także małą
dziewczynkę, wyjmującą co chwilę rzeczy z torebki swojej mamy. Nawet nie
zauważyłam kiedy zasnęłam. Jakaś przemiła stewardessa o idealnie białym
uśmiechu, obudziła mnie i oznajmiła, że za chwilę samolot ląduje w Londynie.
Kiedy odebrałam już swój bagaż, zaczęłam rozglądać się za znajomymi twarzami. Od
razu ich dostrzegłam. Cassie jak zwykle ubrana była w jedną ze swoich obcisłych
bluzeczek, które odsłaniały jej cycki, a Rocky
w koszulkę bez rękawów, która znacznie uwydatniała jego wytatuowane
ręce. Machali do mnie i krzyczeli chyba
na całe lotnisko, bo ludzie oglądali się na nich z dziwnymi wyrazami twarzy.
-Dannnyy-
krzyknął Rocky uśmiechając się szeroko i
roztrzepując ręką swoje czarne włosy.
- Ale
się za wami stęskniłam- przyznałam wyściskując najpierw jego, a potem Cassandrę.
- My za
tobą też- przyznała Cass, przyglądając się mi od góry do dołu z uśmiechem. Jej ciemne
włosy, jak zwykle idealnie proste spływały po jej plecach.
- Dobrze
wyglądasz- pochwaliła mnie, by po chwili dodać.
-Nie to
co ostatnio-wywróciłam oczami na jej słowa uśmiechając się delikatnie. Cała Cass...
-
Pospieszmy się, bo Sam wszystko zeżre- powiedziała chwilę potem, zabierając
walizkę Rockiemu, który leniwie ciągnął ją w stronę starego mercedesa.
-
Niewdzięcznik wstał o jedenastej i zjadł mój jogurt-mruknęła zatrzaskując drzwi
samochodu, na co ja i Rock wybuchnęliśmy śmiechem.
Drzwi do
mieszkania otworzył nam nie kto inny jak Sam. Był taki jak go zapamiętałam.
Uśmiechnięty, z czapką, którą chyba
zdejmował tylko do kąpieli. Teraz zmężniał, linia jego szczęki była bardziej
uwydatniona, a policzki i brodę pokrywał kilkudniowy zarost.
-Wassup
Dan?- mruknął, przytulając mnie na powitanie.
- Mam
nadzieję, że nasz obiad nadal istnieje – powiedziala Cass unosząc brwi w typowym
geście irytacji, który na ogół znali wszyscy, którzy mieli z nią do czynienia.
-Niech
spoczywa w pokoju- wycedził Sam, wpatrując się złośliwie w Cassie. To była taka
gra. Sam zawsze dokuczał Cass, Cass zawsze dokuczała Samowi. Jako paczka
przyjaciół trzymaliśmy się razem od czasu mojego ostatniego pobytu w
Anglii. Byłam ja, Rocky, Sam, Cassie i Sarah. Od dzisiaj mieliśmy wszyscy
zamieszkać razem.
-Dupek-
syknęła Cassandra pokazując Samowi język, ale i tak zauważyłam jej uśmieszek,
kiedy klepnął ją w tyłek, kiedy przechodziła przez próg.
- Widzę,
że niewiele się zmieniło od czasu kiedy widziałam was ostatnio- westchnęłam w
stronę Rockiego, na co on zaśmiał się tylko, puszczając mi oko.
-
Będziesz mieszkać w pokoju z Justin.
-Justin?-
zmarszczyłam brwi siadając przy stole i zabierając się za swoje spaghetti.
-Ona
jest spoko. Będzie z nami mieszkać, czynsz podzielony na sześć jest dużo
mniejszy, no wiesz…
Pokiwałam
w zrozumieniu głową.
-To co
u ciebie?-zapytał Sam z pełną buzią spaghetti. Dziwiłam się, że nie przeszkadza
mu to w poprawnym powiedzeniu zdania.
-Właściwie
to nic specjalnego…-przyznałam zgodnie z prawdą, leniwie grzebiąc widelcem w
talerzu.
-Tak jak
wiecie dostałam się na UL*. Moja mama dostała szału opowiadając o tym wszystkim
dookoła i zaczęła mnie pakować jakiś miesiąc przed przyjazdem, a i… zdechł mój
kot. To w zasadzie tyle-zakończyłam, a Sam zaklaskał.
-
Studenckie życie jest niesamowite… Pokochasz to-wydukał, nadal z buzią
pełną makaronu.
-A
propos studenckiego życia… zaczął powoli Rocky wysyłając Samowi porozumiewawcze
spojrzenie.
- Może
wybralibyśmy się na imprezę? Z okazji twojego przyjazdu oczywiście…
Cass,Sam?-Rocky zwrócił się do reszty z uśmieszkiem. Wszyscy entuzjastycznie
przystali na tę propozycję wraz z Sarah, która właśnie, witając się ze mną
przyjacielsko, weszła do kuchni. Ja natomiast w ciszy kończyłam swoje
spaghetti.
-No Dan…
Co ty na to?-Cassie jako jedyna chyba znała mnie na tyle dobrze, żeby zauważyć
moją niechęć. Cóż, miałam powody, żeby z
całego serca nienawidzić imprez. Zwykle kończyło się na tym, że Cassandra
tańczyła lub obściskiwała się z facetami, a ja siedziałam samotnie przy barze
pijąc colę.
Nie, dziękuję.
Nie, dziękuję.
-Czy ja
wiem…-rzuciłam niepewnie na co dziewczyna wzniosła oczy ku niebu.
-Och daj
spokój! Gdzie się podziała twoja towarzyska dusza?
-Powiedzmy,
że… Pojechała na wakacje?-powiedziałam wzruszając ramionami, aby po chwili
dodać
-Wiesz,
że od tego ciągłego przewracania oczami, może ci się popsuć wzrok?-ale ona
słysząc te słowa znowu tylko przewróciła oczami ciągnąć mnie w stronę pokoju,
aby wybrać… Jak to się wyraziła?
Aha, „odpowiedni strój na odpowiednią okazję”.
Ugh.
Aha, „odpowiedni strój na odpowiednią okazję”.
Ugh.
-Co z
Justin?-zapytałam próbując chwycić się ostatniej deski ratunku jaką posiadałam.
-Pojechała
do Menchesteru na tydzień, także nie zawracaj sobie nią głowy.
Kurwa.
-To ja w
takim razie pójdę się przebrać-westchnęłam poddając sie, a wychodząc, zdążyłam zauważyć triumfalny uśmiech na jej
twarzy.
***
W klubie, jak to w klubie, było głośno i tłoczno. Migające światła co jakiś czas pozwalały dostrzec ocierające się o siebie w tańcu sylwetki. W powietrzu unosił się zapach alkoholu. Cass pociągnęłam mnie w stronę baru, a chłopcy „ruszyli na łowy”. Usiadłam na jednym z wysokich stołków, opierając się łokciem o ladę.
W klubie, jak to w klubie, było głośno i tłoczno. Migające światła co jakiś czas pozwalały dostrzec ocierające się o siebie w tańcu sylwetki. W powietrzu unosił się zapach alkoholu. Cass pociągnęłam mnie w stronę baru, a chłopcy „ruszyli na łowy”. Usiadłam na jednym z wysokich stołków, opierając się łokciem o ladę.
-Coś
podać?-zapytał barman, rodem ze „Słonecznego Patrolu”. Cassie od razu
zareagowała.
-Poprosimy
Mojito, dwa razy-powiedziała uwodzicielsko, opierając się o blat tak, że facet
z łatwością mógł podziwiać jej biust. Pokręciłam głową, na co ona zachichotała
tylko cicho.
-Oj Diana... Zawsze byłaś taka wesoła i miałaś dużo do powiedzenia, co się stało?-zaczęła Cassandra wpatrując się w moją pokerową twarz.
-Cóż... Tak właściwie to zerwałam z Joshem i...
-OMG-powiedziała tylko Cass wpatrując się w moją twarz, tak jakby szukała na niej dowodu.
-Myślałam, że... No wiesz przynajmniej tak to wyglądało, że będzie z tego coś grubszego-dodała wpatrując się we mnie z niedowierzaniem.
-On... Jak dla mnie to była totalna pomyłka, poza tym on jest teraz w Bristolu. Tam będzie studiował, a przynajmniej tak mówił kilka miesięcy temu-powiedziałam łykając alkohol ze swojej szklanki.
Josh.
Brrr...
Nie, nie myśl o tym.
-A ja mam dla ciebie dobrą wiadomość. Jestem wręcz PEWNA, że oszalejesz z radości-powiedziała Cass, tajemniczo się uśmiechając.
O matko... Już się boję.
-Pamiętasz Jessicę Carlton? Otóż... załatwiła mi ona pracę, w jednym z najsławniejszych salonów sukien ślubnych w Londynie. Jestem asystentką, niewiele robię, ale całkiem spora sumka wpada mi do kieszeni...
-To gratulację-powiedziałam szczerze, obdarzając ją uśmiechem.
-Poczekaj... Wyobraź sobie, że pewnego dnia przyjechał do salonu nie kto inny, jak Bruce Wallen. Chciał osobiście wybrać suknię na swoją nową sesję zdjęciową i pomówić z kierowniczką. Kiedy czekał, zauważył na jednej ze ścian te dwa duże zdjęcia, które zrobiłaś na ślubie Ashley i... był zachwycony-Cassie pod koniec zdania wręcz zapiszczała, uśmiechając się.
-Czekaj... Ten Bruce Wallen?
-Tak, ten sławny fotograf.
Holy shit.
-Powiedziałam, że autorką tych zdjęć jest moja przyjaciółka, studentka architektury, a on dał mi swoją wizytówkę i powiedział, żebyś koniecznie do niego zadzwoniła.
-Cass jesteś...-myślałam, że zaraz zmemdleję z podekscytowania.
-Wspaniała,piękna,genialna... Tak, wiem-rzuciła, uśmiechając się szeroko na moją reakcję.
Naszą rozmowę przerwał Rocky, który opierając się o ladę poprosił o shota.
-Jak tam "łowy"-zagadnęłam wesoło.
Jak tu nie być wesołym po takich wieściach.
Chłopak popatrzył na mnie zdezorientowany, aby po chwili odpowiedzieć z uśmiechem, czającym się w kąciku jego ust.
-Ja raczej wypadam z gry.
-A Sam?-zapytała Cassie, obojętnie mieszając drinka słomką.
Rocky nie odpowiedział tylko wskazał brodą miejsce, w którym Sam czarował jakąś blondynkę. Nagle zaczęli się całować.
-O Matko...-westchnęła Sarah, siadając na jednym z wysokich stołków.
-Znowu się nie wyśpię przez te ciągłe jęki zza ściany-dodała, na co ja i Rocky wybuchnęliśmy śmiechem. Zauważyłam, że Cassie zniknęła w tłumie, razem z barmanem, który najwyraźniej skończył już swoją pracę. Tańczyli.
-Cass nie obiecała ci, że spędzicie razem ten wieczór?-zapytała Sarah unosząc brwi i przyglądając mi się w rozbawieniu.
-Every fucking time-wyszeptałam wypijając do końca swojego drinka.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
*Dla tych co nie wiedzą UL to skrót od University of London
Oto pierwszy rozdział.
Mam nadzieję, że wam się podobał, jeśli tak poprosiłabym
o zostawienie komentarza, albo obserwację ;)
Dopiero zaczynam pisać to ff i sama powiem szczerze, miałam niezłą frajdę
pisząc pierwszy rozdział.
Zapraszam do dalszego czytania.
Orange Juice
-Oj Diana... Zawsze byłaś taka wesoła i miałaś dużo do powiedzenia, co się stało?-zaczęła Cassandra wpatrując się w moją pokerową twarz.
-Cóż... Tak właściwie to zerwałam z Joshem i...
-OMG-powiedziała tylko Cass wpatrując się w moją twarz, tak jakby szukała na niej dowodu.
-Myślałam, że... No wiesz przynajmniej tak to wyglądało, że będzie z tego coś grubszego-dodała wpatrując się we mnie z niedowierzaniem.
-On... Jak dla mnie to była totalna pomyłka, poza tym on jest teraz w Bristolu. Tam będzie studiował, a przynajmniej tak mówił kilka miesięcy temu-powiedziałam łykając alkohol ze swojej szklanki.
Josh.
Brrr...
Nie, nie myśl o tym.
-A ja mam dla ciebie dobrą wiadomość. Jestem wręcz PEWNA, że oszalejesz z radości-powiedziała Cass, tajemniczo się uśmiechając.
O matko... Już się boję.
-Pamiętasz Jessicę Carlton? Otóż... załatwiła mi ona pracę, w jednym z najsławniejszych salonów sukien ślubnych w Londynie. Jestem asystentką, niewiele robię, ale całkiem spora sumka wpada mi do kieszeni...
-To gratulację-powiedziałam szczerze, obdarzając ją uśmiechem.
-Poczekaj... Wyobraź sobie, że pewnego dnia przyjechał do salonu nie kto inny, jak Bruce Wallen. Chciał osobiście wybrać suknię na swoją nową sesję zdjęciową i pomówić z kierowniczką. Kiedy czekał, zauważył na jednej ze ścian te dwa duże zdjęcia, które zrobiłaś na ślubie Ashley i... był zachwycony-Cassie pod koniec zdania wręcz zapiszczała, uśmiechając się.
-Czekaj... Ten Bruce Wallen?
-Tak, ten sławny fotograf.
Holy shit.
-Powiedziałam, że autorką tych zdjęć jest moja przyjaciółka, studentka architektury, a on dał mi swoją wizytówkę i powiedział, żebyś koniecznie do niego zadzwoniła.
-Cass jesteś...-myślałam, że zaraz zmemdleję z podekscytowania.
-Wspaniała,piękna,genialna... Tak, wiem-rzuciła, uśmiechając się szeroko na moją reakcję.
Naszą rozmowę przerwał Rocky, który opierając się o ladę poprosił o shota.
-Jak tam "łowy"-zagadnęłam wesoło.
Jak tu nie być wesołym po takich wieściach.
Chłopak popatrzył na mnie zdezorientowany, aby po chwili odpowiedzieć z uśmiechem, czającym się w kąciku jego ust.
-Ja raczej wypadam z gry.
-A Sam?-zapytała Cassie, obojętnie mieszając drinka słomką.
Rocky nie odpowiedział tylko wskazał brodą miejsce, w którym Sam czarował jakąś blondynkę. Nagle zaczęli się całować.
-O Matko...-westchnęła Sarah, siadając na jednym z wysokich stołków.
-Znowu się nie wyśpię przez te ciągłe jęki zza ściany-dodała, na co ja i Rocky wybuchnęliśmy śmiechem. Zauważyłam, że Cassie zniknęła w tłumie, razem z barmanem, który najwyraźniej skończył już swoją pracę. Tańczyli.
-Cass nie obiecała ci, że spędzicie razem ten wieczór?-zapytała Sarah unosząc brwi i przyglądając mi się w rozbawieniu.
-Every fucking time-wyszeptałam wypijając do końca swojego drinka.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
*Dla tych co nie wiedzą UL to skrót od University of London
Oto pierwszy rozdział.
Mam nadzieję, że wam się podobał, jeśli tak poprosiłabym
o zostawienie komentarza, albo obserwację ;)
Dopiero zaczynam pisać to ff i sama powiem szczerze, miałam niezłą frajdę
pisząc pierwszy rozdział.
Zapraszam do dalszego czytania.
Orange Juice