niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 1

   Uparcie wpatrywałam się w swoje buty czując na sobie wzrok moich bliskich.  Najpierw spojrzałam na mamę. Jej zatroskane i pełne łez oczy, przypominały mi nieco szklane kulki, które często chowała przede mną moja babcia gdy byłam mała.
- To… Do zobaczenia kochanie- wyszeptała na krawędzi łez, ściskając mnie tak mocno jak tylko mogła. Maks patrzył na mnie smutno, ale na jego twarzy widniał ten sam co zawsze cwaniacki uśmieszek.
- Pa siostrzyczko- szepnął wtulając twarz w moje włosy. Mimo ,że był młodszy, byłam zdecydowanie od niego niższa. Tata nic nie powiedział tylko poklepał mnie po plecach odprowadzając do bramek. Zawsze zabierał głos tylko wtedy, kiedy uważał to za niezbędne.
-To tylko studia mamo- powiedziałam ze śmiechem ocierając jej łzę z policzka, zanim zniknęłam za bramką.
- Uważaj na siebie i dzwoń-zawołała jeszcze za mną.
Podróż samolotem nie była zbytnio męcząca. W zasadzie, praktycznie przez całą drogę słuchałam muzyki na Ipodzie, opierając głowę o fotel. Jakiś facet siedzący obok mnie, zrzygał się do papierowej torebki, choć minutę temu zarzekał się swojej żonie, że tabletki są dla frajerów. Kątem oka obserwowałam także małą dziewczynkę, wyjmującą co chwilę rzeczy z torebki swojej mamy. Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam. Jakaś przemiła stewardessa o idealnie białym uśmiechu, obudziła mnie i oznajmiła, że za chwilę samolot ląduje w Londynie. Kiedy odebrałam już swój bagaż, zaczęłam rozglądać się za znajomymi twarzami. Od razu ich dostrzegłam. Cassie jak zwykle ubrana była w jedną ze swoich obcisłych bluzeczek, które odsłaniały jej cycki, a Rocky  w koszulkę bez rękawów, która znacznie uwydatniała jego wytatuowane ręce.  Machali do mnie i krzyczeli chyba na całe lotnisko, bo ludzie oglądali się na nich z dziwnymi wyrazami twarzy.
-Dannnyy- krzyknął Rocky uśmiechając się szeroko  i roztrzepując ręką swoje czarne włosy.
- Ale się za wami stęskniłam- przyznałam wyściskując najpierw jego, a potem Cassandrę.
- My za tobą też- przyznała Cass, przyglądając się mi od góry do dołu z uśmiechem. Jej ciemne włosy, jak zwykle idealnie proste spływały po jej plecach. 
- Dobrze wyglądasz- pochwaliła mnie, by po chwili dodać.
-Nie to co ostatnio-wywróciłam oczami na jej słowa uśmiechając się delikatnie. Cała Cass...
- Pospieszmy się, bo Sam wszystko zeżre- powiedziała chwilę potem, zabierając walizkę Rockiemu, który leniwie ciągnął ją w stronę starego mercedesa.
- Niewdzięcznik wstał o jedenastej i zjadł mój jogurt-mruknęła zatrzaskując drzwi samochodu, na co ja i Rock wybuchnęliśmy śmiechem. 
Drzwi do mieszkania otworzył nam nie kto inny jak Sam. Był taki jak go zapamiętałam. Uśmiechnięty,  z czapką, którą chyba zdejmował tylko do kąpieli. Teraz zmężniał, linia jego szczęki była bardziej uwydatniona, a policzki i brodę pokrywał kilkudniowy zarost.
-Wassup Dan?- mruknął, przytulając mnie na powitanie.
- Mam nadzieję, że nasz obiad nadal istnieje – powiedziala  Cass unosząc brwi w typowym geście irytacji, który na ogół znali wszyscy, którzy mieli z nią do czynienia.
-Niech spoczywa w pokoju- wycedził Sam, wpatrując się złośliwie w Cassie. To była taka gra. Sam zawsze dokuczał Cass, Cass zawsze dokuczała Samowi. Jako paczka przyjaciół trzymaliśmy się razem od czasu mojego ostatniego pobytu w Anglii. Byłam ja, Rocky, Sam, Cassie i Sarah. Od dzisiaj mieliśmy wszyscy zamieszkać razem.
-Dupek- syknęła Cassandra pokazując Samowi język, ale i tak zauważyłam jej uśmieszek, kiedy klepnął ją w tyłek, kiedy przechodziła przez próg.
- Widzę, że niewiele się zmieniło od czasu kiedy widziałam was ostatnio- westchnęłam w stronę Rockiego, na co on zaśmiał się tylko, puszczając mi oko. 
- Będziesz mieszkać w pokoju z Justin.
-Justin?- zmarszczyłam brwi siadając przy stole i zabierając się za swoje spaghetti.
-Ona jest spoko. Będzie z nami mieszkać, czynsz podzielony na sześć jest dużo mniejszy, no wiesz…
Pokiwałam w zrozumieniu głową.
-To co u ciebie?-zapytał Sam z pełną buzią spaghetti. Dziwiłam się, że nie przeszkadza mu to w poprawnym powiedzeniu zdania.
-Właściwie to nic specjalnego…-przyznałam zgodnie z prawdą, leniwie grzebiąc widelcem w talerzu.
-Tak jak wiecie dostałam się na UL*. Moja mama dostała szału opowiadając o tym wszystkim dookoła i zaczęła mnie pakować jakiś miesiąc przed przyjazdem, a i… zdechł mój kot. To w zasadzie tyle-zakończyłam, a Sam zaklaskał.
- Studenckie życie jest niesamowite… Pokochasz to-wydukał, nadal z buzią pełną makaronu.
-A propos studenckiego życia… zaczął powoli Rocky wysyłając Samowi porozumiewawcze spojrzenie.
- Może wybralibyśmy się na imprezę? Z okazji twojego przyjazdu oczywiście… Cass,Sam?-Rocky zwrócił się do reszty z uśmieszkiem. Wszyscy entuzjastycznie przystali na tę propozycję wraz z Sarah, która właśnie, witając się ze mną przyjacielsko, weszła do kuchni. Ja natomiast w ciszy kończyłam swoje spaghetti.
-No Dan… Co ty na to?-Cassie jako jedyna chyba znała mnie na tyle dobrze, żeby zauważyć moją niechęć.  Cóż, miałam powody, żeby z całego serca nienawidzić imprez. Zwykle kończyło się na tym, że Cassandra tańczyła lub obściskiwała się z facetami, a ja siedziałam samotnie przy barze pijąc colę.
Nie, dziękuję.
-Czy ja wiem…-rzuciłam niepewnie na co dziewczyna wzniosła oczy ku niebu.
-Och daj spokój! Gdzie się podziała twoja towarzyska dusza?
-Powiedzmy, że… Pojechała na wakacje?-powiedziałam wzruszając ramionami, aby po chwili dodać
-Wiesz, że od tego ciągłego przewracania oczami, może ci się popsuć wzrok?-ale ona słysząc te słowa znowu tylko przewróciła oczami ciągnąć mnie w stronę pokoju, aby wybrać…  Jak to się wyraziła?
Aha, „odpowiedni strój na odpowiednią okazję”.
Ugh.
-Co z Justin?-zapytałam próbując chwycić się ostatniej deski ratunku jaką posiadałam.
-Pojechała do Menchesteru na tydzień, także nie zawracaj sobie nią głowy.
Kurwa.
-To ja w takim razie pójdę się przebrać-westchnęłam poddając sie, a wychodząc,  zdążyłam zauważyć triumfalny uśmiech na jej twarzy.

***

W klubie, jak to w klubie, było głośno i tłoczno. Migające światła co jakiś czas pozwalały dostrzec ocierające się o siebie w tańcu sylwetki. W powietrzu unosił się zapach alkoholu. Cass pociągnęłam mnie w stronę baru, a chłopcy „ruszyli na łowy”. Usiadłam na jednym z wysokich stołków, opierając się łokciem o ladę.
-Coś podać?-zapytał barman, rodem ze „Słonecznego Patrolu”. Cassie od razu zareagowała.
-Poprosimy Mojito, dwa razy-powiedziała uwodzicielsko, opierając się o blat tak, że facet z łatwością mógł podziwiać jej biust. Pokręciłam głową, na co ona zachichotała tylko cicho. 
-Oj Diana... Zawsze byłaś taka wesoła i miałaś dużo do powiedzenia, co się stało?-zaczęła Cassandra wpatrując się w moją pokerową twarz.
-Cóż... Tak właściwie to zerwałam z Joshem i...
-OMG-powiedziała tylko Cass wpatrując się w moją twarz, tak jakby szukała na niej dowodu.
-Myślałam, że... No wiesz przynajmniej tak to wyglądało, że będzie z tego coś grubszego-dodała wpatrując się we mnie z niedowierzaniem.
-On... Jak dla mnie to była totalna pomyłka, poza tym on jest teraz w Bristolu. Tam będzie studiował, a przynajmniej tak mówił kilka miesięcy temu-powiedziałam łykając alkohol ze swojej szklanki.

Josh.
Brrr...
Nie, nie myśl o tym.
-A ja mam dla ciebie dobrą wiadomość. Jestem wręcz PEWNA, że oszalejesz z radości-powiedziała Cass, tajemniczo się uśmiechając.
O matko... Już się boję.
-Pamiętasz Jessicę Carlton? Otóż... załatwiła mi ona pracę, w jednym z najsławniejszych salonów sukien ślubnych w Londynie. Jestem asystentką, niewiele robię, ale całkiem spora sumka wpada mi do kieszeni...
-To gratulację-powiedziałam szczerze, obdarzając ją uśmiechem.
-Poczekaj... Wyobraź sobie, że pewnego dnia przyjechał do salonu nie kto inny, jak Bruce Wallen. Chciał osobiście wybrać suknię na swoją nową sesję zdjęciową i pomówić z kierowniczką. Kiedy czekał, zauważył na jednej ze ścian te dwa duże zdjęcia, które zrobiłaś na ślubie Ashley i... był zachwycony-Cassie pod koniec zdania wręcz zapiszczała, uśmiechając się.
-Czekaj... Ten Bruce Wallen?
-Tak, ten sławny fotograf.
Holy shit.
-Powiedziałam, że autorką tych zdjęć jest moja przyjaciółka, studentka architektury, a on dał mi swoją wizytówkę i powiedział, żebyś koniecznie do niego zadzwoniła.

-Cass jesteś...-myślałam, że zaraz zmemdleję z podekscytowania.
-Wspaniała,piękna,genialna... Tak, wiem-rzuciła, uśmiechając się szeroko na moją reakcję.
Naszą rozmowę przerwał Rocky, który opierając się o ladę poprosił o shota. 
-Jak tam "łowy"-zagadnęłam wesoło. 
Jak tu nie być wesołym po takich wieściach.
Chłopak popatrzył na mnie zdezorientowany, aby po chwili odpowiedzieć z uśmiechem, czającym się w kąciku jego ust.
-Ja raczej wypadam z gry.
-A Sam?-zapytała Cassie, obojętnie mieszając drinka słomką.
Rocky nie odpowiedział tylko wskazał brodą miejsce, w którym Sam czarował jakąś blondynkę. Nagle zaczęli się całować.

-O Matko...-westchnęła Sarah, siadając na jednym z wysokich stołków.
-Znowu się nie wyśpię przez te ciągłe jęki zza ściany-dodała, na co ja i Rocky wybuchnęliśmy śmiechem. Zauważyłam, że Cassie zniknęła w tłumie, razem z barmanem, który najwyraźniej skończył już swoją pracę. Tańczyli.

-Cass nie obiecała ci, że spędzicie razem ten wieczór?-zapytała Sarah unosząc brwi i przyglądając mi się w rozbawieniu.
-Every fucking time-wyszeptałam wypijając do końca swojego drinka.



-----------------------------------------------------------------------------------------------
*Dla tych co nie wiedzą UL to skrót od University of London
Oto pierwszy rozdział.
Mam nadzieję, że wam się podobał, jeśli tak poprosiłabym
o zostawienie komentarza, albo obserwację ;)
Dopiero zaczynam pisać to ff i sama powiem szczerze, miałam niezłą frajdę
pisząc pierwszy rozdział.
Zapraszam do dalszego czytania.
Orange Juice 







2 komentarze: