niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 3


  Moje oczy się zwęziły, a usta zacisnęły.
-Znamy się-wtrąciłam sucho. Starałam się wyglądać na wkurzoną, ale tak naprawdę byłam bliska płaczu. Moje serce biło mocniej, a w myślach przypominałam sobie każdą nieprzespaną noc i każdą łzę wylaną z powodu tego dupka. Miałam ochotę go spoliczkować i wykrzyczeć mu w twarz wszystko co do tej pory trzymałam w sobie, ale tak naprawdę stałam tam kompletnie ignorując jego obecność. Wallen powoli tłumaczył mi co i jak, po czym zaczepiony przez jakiegoś celebrytę oddalił się, kierując ostatnie słowa do Josha.
-Mam nadzieję, że dotrzymasz towarzystwa pannie Kosinski?
-Będę zaszczycony-odparł chłopak świdrując mnie na wylot piwnymi oczami. Poczułam się niepewnie i miałam w tej chwili ochotę uciec gdzie pieprz rośnie. Jego przystojną twarz zdobił złośliwy uśmieszek, a usta powoli się otowrzyły.
-Minęło sporo czasu Dany.
Nienawidziłam kiedy zdrabniał tak moje imię.
-Diana-poprawiłam cicho, na co on zaśmiał się oblizując swoją dolną wargę.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza wypełniona odgłosem rozmów i leniwej jazzowej muzyki.
-Więc pracujesz u Wallena?-z całych sił starałam się, aby mój głos się nie trząsł.
-Tak... Od około roku. Ale to tylko staż -odparł pewnie.
Wpatrywałam się obojętnie w dno mojego kieliszka, ale czułam, że on zna mnie zbyt dobrze by nie zauważyć mojego zdenerwowania.
-Może masz ochotę na drinka?-zapytał
-Chętnie-odpowiedziałam starając się nadal zachować kamienną twarz.
Usiedliśmy przy barze, a ja modliłam się o wybudzenie z tego koszmaru.
-Poproszę whisky z lodem-powiedział do barmana Josh.
-Tequilę, podwójną-powiedziałam starając się nie patrzeć na rozbawioną twarz chłopaka.
Jeżeli mój organizm nie chciał wykazać się odwagą, pomogę sobie alkoholem. Nie dam się znowu wyprowadzić z równowagi.
-Od kiedy pijesz wódkę?-wyśmiał mnie Josh, ale ja zignorowałam go, wypijając drinka duszkiem.
-Studiujesz?-zapytał.
-Nie twoja sprawa-prychnęłam, zabierając się za następną szklaneczkę.
Josh wywrócił oczami, po czym pociągnął łyk ze swojej szklanki.
-Dany... Zakończmy to. Myślę, że minęło wystarczająco dużo czasu, żebu o tym zapomnieć-powiedział, wyglądając tak, jakby było mu naprawdę przykro, ale ja byłam odporna na jego gierki. Zawsze robił słodkie oczy małego psiaka i myślał, że wszystko ujdzie mu na sucho. Joshua Sanders był tylko egocentrycznym skurwielem i mistrzem manipulacji, szkoda tylko, że tak późno to dostrzegłam.
-Zakończmy? To ty zacząłeś  to piekło, nie ja. Myślałam, że po tym wszystkim usłyszę od ciebie chociaż przepraszam, ale widocznie się przeliczyłam, jak za każdym pieprzonym razem Josh...-powiedziałam mu w twarz, starając się w to włożyć tyle jadu ile tylko zdołam. Z gracją (a tak mi się przynajmniej wydawało) zeszłam z wysokiego barowego stołka, kierując swoje kroki w stronę jakiś schodów. Niedługo potem dotarłam do łazienki. Zamiast marmurów, których się spodziewałam, zastałam białe żyrandole oraz geometryczną umywalkę i wannę. Wielkie lustro ukazywało mnie. Moje zaczerwienione oczy i łzy, które już w drodze na górę, powoli i niezauważenie zaczęły spływac wzdłuż moich policzków. Ze zdenerwowaniem wytarłam je wewnętrzną stroną nadgarstka, czując jak zastępują je następne i następne. To nie miało sensu. Czemu płakałam przez kogoś kto zwyczajnie na to nie zasługiwał? To popierzone uczucie, wręcz nastoletniego użalania się nad sobą było mi zbyt bliskie, a ja chyba zbyt długo z nim walczyłam. Nie kochałam Josha, ale mu zaufałam, a on powoli zniszczył mi część życia. Zauroczył mnie jeszcze w liceum, kiedy przyjechałam na wymianę do Anglii, wtedy także poznałam Cassie, Sama, Sarhę i resztę. Josh na początku był przesłodki, chodził ze mną na randki... Potem jednak ukradł moją pracę z fotografii i dostał się na studia, a ja musiałam z niczym wracać do Polski. Całe szczęście zdałam na architekturę, bo rysowanie było moją drugą pasją zaraz po fotografii. To właśnie dlatego płakałam. On mnie oszukał, a ja czułam żal do siebie, że mu zaufałam. Resztki z tego co pozostało po moim starannie przygotowanym przez Cassie makijażu, zmyłam wodą i ręcznikiem. Teraz byłam bez makijażu, nietrzeźwa i na granicy panicznego lęku, że go ponownie spotkam i rozryczę się jak czteroletnie dziecko. Właśnie teraz, zdając sobie sprawę z mojego idiotycznego położenia, wyszłam z impetem z łazienki i usiadłam na jakiejś skórzanej sofie w korytarzu na piętrze.
-Może w czymś pomóc?-zapytał kelner z tacą pełną kieliszków szampana.
-Czy mogłabym prosic butelkę ginu?-powiedziałam słabym głosem.
-Butelkę?-dopytywał się kelner z dziwnym wyrazem twarzy.
-Tak butelkę... Strasznie boli mnie glowa, a im zimniejsza butelka tym lepiej.
-Och tak... Przepraszam Panią, myślałem że...
No jasne, że pomyślałeś, że chcę wypic butelkę ginu... Pawdę mówiąc to zrobię.
Moja mała, włochata i rozwydrzona osobowośc podskakiwała i tłukła w moją głowę. Kiedy kelner dał mi już butelkę, uciekłam z nią na jakiś balkon starając się nie myślec, co pomyśli ktoś kto mnie na nim zastanie. Zdjęłam szpilki czując jak krew przyjemnie krąży w moich palcach dając uczucie ulgi. Pociągnęłam jeszcze kilka łyków ginu prosto z butelki opierając się leniwie o balustradę, gdy na nagle do głowy wpadł mi genialny pomysł, który jak później stwierdziłam, był wynikiem procentów buzujących w mojej krwi.
Przełożyłam nogę przez balustradę czując się jak najbardziej na siłach skoczyć na grubą gałąź drzewa rosnącego za ogrodzeniem. Kiedy uniosłam powoli drugą nogę usłyszałam czyjś cichy, niski śmiech. Nagle znowu wróciłam na ziemię. Na moje policzki wkroczyły rumieńce, kiedy zdałam sobie sprawę z mojej głupoty i tego, że moja sukienka podwinięta jest prawie do końca uda. Z zażenowaniem wróciłam z powrotem na balkon wpatrując się w chłopaka, który mnie przyłapał na ucieczce. Był ubrany w garnitur, jak zresztą wszyscy tutaj, a lekko kręcącą się wokół uszu brązową grzywę zaczesaną miał do tyłu. Jego zielone oczy iskrzyły się w rozbawieniu, a na policzkach widniały głębokie dołki.
-Mogę zapytac co robisz?-powiedział powoli rozciągając usta w uśmiechu.
-Uciekam, ale mam nadzieję, że mnie nie wydasz?-powiedziałam również się uśmiechając.
-Okej... To ja wejdę jeszcze raz-powiedział znikając za zasłoną.
Zachichotałam, śmiejąc się sama z siebie jak idiotka. Poprawiłam sukienkę, nałożyłam buty i zakręciłam gin, nadal trzymając go w rękach. Chłopak wrócił uśmiechając się szeroko na mój widok.
-Tak właśnie pomyślałem, że chyba tu kogoś zastanę-powiedział, wywołując u mnie uśmiech.
-Może masz ochotę się przyłączyc?-zapytałam pokazując mu butelkę ginu.
-Niestety prowadzę-powiedział.
-Jeśli mogę zapytac...-zaczął niepewnie.
-Jasne-uśmiechnęłam się zachęcająco.
-Przed kim uciekasz?
-Och... Długa historia-mruknęłam opierając się o barierkę-lecz chwilę potem poddałam się przygryzając wargę.
-Uciekam przed byłym chłopakiem-wydusiłam.
-Widzę, że mamy podobne zainteresowania-powiedzał wywołując u mnie śmiech.
-Wybacz, ale chyba się nie przedstawiłam... Diana
-Harry- było coś intrygującego w jego oczach co całkowicie wytrącało mnie z równowagi, a kiedy uświadomiłam sobie, że wpatruje się w niego jak glupia, rumieniec od razu odwiedził moje policzki.
-Nie kojarzę cię... Jesteś nową modelką Wallen'a?-zapytał marszcząc w zabawny sposób brwi.
-Nie nie, mam u niego pracować jako... asystentka-powiedziałam starając się ukryć moje zażenowanie. W ogóle tu nie pasowałam, a on to dostrzegł od razu.
-Chyba powinnam już iść-wydukałam starając się minąć go w drzwiach, ale stanął mi na drodze.
-Właściwie to ja też już jadę i mogę cię odwieźć.
Przez chwilę miałam ochotę się zgodzić, w końcu był bardzo sympatyczny, ale strach, że rozpłaczę się przed obcą dopiero co poznaną osobą był jeszcze silniejszy.
-Przepraszam, ale nie będę ci robić problemu-powiedziałam wymijając go.
Zbiegłam prędko po schodach, lecz drogę do drzwi musiałam pokonać wolniej ze względu na spacerującego tam Wallen'a.
-Już idziesz?-jak z podziemi wyrosła przedemną sylwetka Josha- A czemu tak wcześnie?-dodał posyłając mi złośliwy uśmiech, który chwilę potem zmienił się w grymas. Nagle poczułam kogoś za swoimi plecami.
-Tak się składa, że wychodzimy wcześniej-powiedział ten ktoś za moimi plecami tak, że tembr jego głosu czułam na swoich plecach. Harry chwycił mnie za rękę i wyprowadził z domu Wallen'a mijając ze skinieniem ochroniaża. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu kiedy zobaczyłam twarz Josha przypominającą jeden wielki znak zapytania.




---------------------------
Minęło trochę czasu, ale sprawy z czasem wyglądały różnie. Szczerze mówiąc myślałam o porzuceniu pisania tego ff już na starcie, ale wena powróciła wraz z wakacjami :D cieszę, że mam nowe pomysły i mam nadzieję, że bedziecie cieszyć się razem ze mną i pisać komentarze. Postaram się dać z siebie wszystko i mam nadzieję, że rozdział się podobał ;)













2 komentarze:

  1. Ufff
    Jak dobrze, że twoja wena wróciła!
    Rozdział świetny
    Czekam na nexcika

    Zapraszam do siebie:)
    saveyoutonight-louistommo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń